Straciłam przytomność. Po jakimś czasie ocknęłam się.
Otworzyłam oczy i ujrzałam twarz Yuni’ego. Szybko z niego wstałam.
- Jeszcze się
nie obudził.
Jego twarz
była taka spokojna. Rozejrzałam się dookoła. Znajdowaliśmy się w starej studni
porośniętej pnączem.
Yuni zaczął
się budzić.
- Co się
stało?
- Nie wiem.
Oślepiło mnie światło i straciłam przytomność, później ocknęłam się tutaj.
- Rozumiem.
Yuni spuścił
wzrok, zamyślił się na krótką chwilę po czym spojrzał na mnie.
- Nic ci nie
jest?
- Nie, jestem
cała. Musimy się stąd wydostać.
Spojrzeliśmy
do góry. Studnia była dość głęboka. Zaczęliśmy się wspinać. Moje ciało było
jeszcze osłabione po dzisiejszym wypadku w szkole, więc nie miałam siły by się
wspinać.
- Wskakuj mi
na plecy.
- Nie, dam
radę.
- Jesteś
jeszcze słaba.
- Naprawdę
sobie poradzę.
- Nie dasz
rady. Poza tym miałem ci pomóc, więc wskakuj i przestań zaprzeczać!
Schwyciłam go
mocno za ramiona i wskoczyłam mu na plecy. Yuni podszedł do ściany, złapał za
wystający kamień i zaczął się wspinać. Zamknęłam oczy chwytając go jeszcze
mocniej, bojąc się upadku. Nie sądziłam, że da radę mnie unieść, a co dopiero
wspinać się ze mną na plecach.
Wyszliśmy ze studni. Promienie słońca musnęły moją twarz.
Otworzyłam oczy a Yuni postawił mnie na ziemi.
- Przepraszam,
pewnie było ci ciężko?
- Wcale nie.
- Nie musisz
mnie oszukiwać!
- Byłaś
naprawdę lekka! Tak lekka, że zapomniałem, że Cię niosę!
Jego twarz
była zdenerwowana. Spuściłam wzrok i nie odzywałam się. Ruszyliśmy w głąb
ciemnego lasu, aż w końcu znaleźliśmy piękną łąkę całą w białych liliach. Nagle
na ziemi zobaczyłam wielki cień. Spojrzałam w górę. Po niebie leciał wielki
potwór. Miał czworo oczu, wielkie kły i ogromne skrzydła. Za nim podążały dwie
kobiety na wielkim, ognistym, latającym kocie. Przestraszyłam się. Nagle coś
wyskoczyło z krzaków i upadło na ziemię. Przerażona odwróciłam się. Ku mojemu
zdziwieniu ukazał mi się człowiek ubrany w granatowe szary i drewniane japonki.
- Hej
zaczekajcie na mnie!-krzyknął nieznajomy.
- Nic ci nie
jest?
- Nie, piękna
pani.
Wziął mnie za
rękę i objął ją.
- Dziękuję za
troskę. Czy mogę poznać twoje imię?
- Jestem
Kokoro.
- Kokoro.
Piękne imię dla pięknej kobiety.
Spojrzał na
mnie próbując mnie objąć.
- Piękna
Kokoro czy wyjdziesz za mnie i urodzisz mi syna?
Byłam
zszokowana. Przytulił się do mnie.
- Proszę
piękna panno.
- Aaaaaaaaaaa!
Krzyknęłam na
całe gardło próbując się uwolnić. Nagle usłyszałam głos Yuni'ego.
- Zostaw ją ty
ZBOCZONY, NAPALONY MNICHU!!!!!!!!
Puścił mnie.
Szybko ruszyłam w stronę głosu, lecz nigdzie nie mogłam znaleźć jego
właściciela.
- Yuni!!!!!!!
- krzyknęłam z łzami w oczach.
Usłyszałam
znajomy głos.
- Ty draniu!
Nagle ktoś złapał mnie za rękę. Jego dłoń była silna,
miała pazury jak u dzikiego zwierzęcia, które wbijały się w moją skórę.
Spojrzałam w jego kierunku. Serce waliło mi jak młotem. Obok mnie stanęła ta
sama postać, którą ujrzałam dwukrotnie w szkolę. Teraz widziałam go dokładnie.
Był to młody 17latek ubrany w czerwone jak krew kimono, na które opadały długie
białe włosy. Przy boku nosił stary miecz. Chodził boso. Jego wielkie złoto-miodowe
oczy płonęły złością, twarz była wściekła. Ściskał mocno swoje śnieżno-białe
kły.
- Jak śmiesz
składać takie brudne propozycje?! - powiedział nieznajomy.
- Nie możliwe!
- wyszeptał mnich.
Nagle latający
kot rzucił wielki cień i wylądował na ziemi.
- Co ty robisz
Ukorim? Znowu się obijasz? Przez ciebie ten demon nam uciekł! - krzyknęła jedna
z kobiet.
- To nie jego
wina, że jest taką idiotą jak ojciec! - dodała druga.
- Aaaaaa! - wrzasnął
mnich.
- Co ci się
stało? Przestraszyłeś się własnych sióstr?
- Nie was
głupie tylko jego! - wskazywał palcem w kierunku nieznajomego.
Odwróciły się
i wrzasnęły z krzykiem:
- Co ty tu
robisz przecież nie żyjesz?!
Młodzieniec cofnął
się w tył i powiedział:
- O co im
chodzi Kokoro?
- Skąd znasz
moje imię?
(PRAWA AUTORSKIE TEKSTU ZASTRZEŻONE)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz