14 paź 2014

Rozdział 3 "Przeniesienie"

Straciłam przytomność. Po jakimś czasie ocknęłam się. Otworzyłam oczy i ujrzałam twarz Yuni’ego. Szybko z niego wstałam.
- Jeszcze się nie obudził.
Jego twarz była taka spokojna. Rozejrzałam się dookoła. Znajdowaliśmy się w starej studni porośniętej pnączem.
Yuni zaczął się budzić.
- Co się stało?
- Nie wiem. Oślepiło mnie światło i straciłam przytomność, później ocknęłam się tutaj.
- Rozumiem.
Yuni spuścił wzrok, zamyślił się na krótką chwilę po czym spojrzał na mnie.
- Nic ci nie jest?
- Nie, jestem cała. Musimy się stąd wydostać.
Spojrzeliśmy do góry. Studnia była dość głęboka. Zaczęliśmy się wspinać. Moje ciało było jeszcze osłabione po dzisiejszym wypadku w szkole, więc nie miałam siły by się wspinać.
- Wskakuj mi na plecy.
- Nie, dam radę.
- Jesteś jeszcze słaba.
- Naprawdę sobie poradzę.
- Nie dasz rady. Poza tym miałem ci pomóc, więc wskakuj i przestań zaprzeczać!
Schwyciłam go mocno za ramiona i wskoczyłam mu na plecy. Yuni podszedł do ściany, złapał za wystający kamień i zaczął się wspinać. Zamknęłam oczy chwytając go jeszcze mocniej, bojąc się upadku. Nie sądziłam, że da radę mnie unieść, a co dopiero wspinać się ze mną na plecach.
Wyszliśmy ze studni. Promienie słońca musnęły moją twarz. Otworzyłam oczy a Yuni postawił mnie na ziemi.
- Przepraszam, pewnie było ci ciężko?
- Wcale nie.
- Nie musisz mnie oszukiwać!
- Byłaś naprawdę lekka! Tak lekka, że zapomniałem, że Cię niosę!
Jego twarz była zdenerwowana. Spuściłam wzrok i nie odzywałam się. Ruszyliśmy w głąb ciemnego lasu, aż w końcu znaleźliśmy piękną łąkę całą w białych liliach. Nagle na ziemi zobaczyłam wielki cień. Spojrzałam w górę. Po niebie leciał wielki potwór. Miał czworo oczu, wielkie kły i ogromne skrzydła. Za nim podążały dwie kobiety na wielkim, ognistym, latającym kocie. Przestraszyłam się. Nagle coś wyskoczyło z krzaków i upadło na ziemię. Przerażona odwróciłam się. Ku mojemu zdziwieniu ukazał mi się człowiek ubrany w granatowe szary i drewniane japonki.
- Hej zaczekajcie na mnie!-krzyknął nieznajomy.
- Nic ci nie jest?
- Nie, piękna pani.
Wziął mnie za rękę i objął ją.
- Dziękuję za troskę. Czy mogę poznać twoje imię?
- Jestem Kokoro.
- Kokoro. Piękne imię dla pięknej kobiety.
Spojrzał na mnie próbując mnie objąć.
- Piękna Kokoro czy wyjdziesz za mnie i urodzisz mi syna?
Byłam zszokowana. Przytulił się do mnie.
- Proszę piękna panno.
- Aaaaaaaaaaa!
Krzyknęłam na całe gardło próbując się uwolnić. Nagle usłyszałam głos Yuni'ego.
- Zostaw ją ty ZBOCZONY, NAPALONY MNICHU!!!!!!!!
Puścił mnie. Szybko ruszyłam w stronę głosu, lecz nigdzie nie mogłam znaleźć jego właściciela.
- Yuni!!!!!!! - krzyknęłam z łzami w oczach.
Usłyszałam znajomy głos.
- Ty draniu!
Nagle ktoś złapał mnie za rękę. Jego dłoń była silna, miała pazury jak u dzikiego zwierzęcia, które wbijały się w moją skórę. Spojrzałam w jego kierunku. Serce waliło mi jak młotem. Obok mnie stanęła ta sama postać, którą ujrzałam dwukrotnie w szkolę. Teraz widziałam go dokładnie. Był to młody 17latek ubrany w czerwone jak krew kimono, na które opadały długie białe włosy. Przy boku nosił stary miecz. Chodził boso. Jego wielkie złoto-miodowe oczy płonęły złością, twarz była wściekła. Ściskał mocno swoje śnieżno-białe kły.
- Jak śmiesz składać takie brudne propozycje?! - powiedział nieznajomy.
- Nie możliwe! - wyszeptał mnich.
Nagle latający kot rzucił wielki cień i wylądował na ziemi.
- Co ty robisz Ukorim? Znowu się obijasz? Przez ciebie ten demon nam uciekł! - krzyknęła jedna z kobiet.
- To nie jego wina, że jest taką idiotą jak ojciec! - dodała druga.
- Aaaaaa! - wrzasnął mnich.
- Co ci się stało? Przestraszyłeś się własnych sióstr?
- Nie was głupie tylko jego! - wskazywał palcem w kierunku nieznajomego.
Odwróciły się i wrzasnęły z krzykiem:
- Co ty tu robisz przecież nie żyjesz?!
Młodzieniec cofnął się w tył i powiedział:
- O co im chodzi Kokoro?

- Skąd znasz moje imię?

(PRAWA AUTORSKIE TEKSTU ZASTRZEŻONE)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz