Na dźwięk tych
słów zadrżało mi serce. Poczułam się dziwnie, jakby coś wewnątrz mnie się
przebudziło. Stałam jak sparaliżowana przy stole przez kilka sekund, po czym
odwróciłam się. Yuni stał tuż za mną, wpatrując się we mnie. Wtedy po raz
pierwszy przyjrzałam się jego rysom i pięknym miodowo-złotych oczach.
Zatraciłam się w jego oczach tak bardzo, że nie zwróciłam uwagi co mówię.
- Masz piękny
kolor oczu.
Yuni spojrzała
na mnie ze zdziwieniem, po czym uśmiechnął się i powiedział:
- Dzięki,
twoje oczy także są piękne.
W tym momencie
po raz pierwszy widziałam jego uśmiech Moje policzki zaczerwieniły się.
- Dziękuję.
Czułam się
tak bardzo zawstydzona, że chciałam się
zapaść pod ziemię. Yuni uśmiechnął się do mnie.
- Wybacz,
zawstydziłem Cię?
W tym momencie
zaczęłam się cofać.
- Nie, nie ja tylko…
Trąciłam
probówkę i rozlałam jej zawartość na podłogę. Probówka rozbiła się, a kawałki
szkła porozrzucały się po podłodze. Zaczęłam je zbierać tak szybko, że jeden z
kawałków skaleczył mnie w palec. Krew płynęła bardzo silnie. Yuni podszedł do
mnie, chwycił moją rękę, wyssał nadmiar cieknącej krwi po czym wyciągnął
chusteczkę, oderwał kawałek i owinął nim mój palec. Spojrzałam na niego i w tym
samym momencie, przez kilka sekund widziałam las i dziwną postać w długich
białych włosach i tym samym kolorze oczu. Opuściłam wzrok, a obraz zniknął, po
czym poczułam jakbym już kiedyś to
widziała. Kręciło mi się w głowie. Oczy same mi się zamykały. Zemdlałam.
Wtedy do klasy wrócił Pan Naga.
Spojrzał na Yuni’ego siedzącego na podłodze
i trzymającego mnie w ramionach.
- Co się
stało? – zapytał.
- Kokoro
rozbiła probówkę.
Pan Naga
spojrzał na plamę substancji niedaleko stołu, przy którym byliśmy.
- Czy dotykała
rozbitej probówki?
- Tak.
Przecięła się kawałkiem szkła.
- Niedobrze.
Profesor
spojrzał na mnie z niepokojem.
- Jeśli ta
substancja dostanie się do krwi może wywołać szok anafilaktyczny u alergików.
Trzeba ją zabrać do skrzydła szpitalnego. Szybko!
Yuni wziął
mnie na ręce i szedł za nauczycielem do pielęgniarki. Położył mnie na łóżku a
pielęgniarka podłączyła kroplówkę, aby wypłukać substancję z krwi.
Po godzinie ocknęłam się.
Otworzyłam oczy. Leżałam w jednej z sal szkolnego skrzydła szpitalnego.
- Nareszcie!
Obudziła się! – krzyknął Yuni.
- Jak się
czujesz? – zapytał nauczyciel.
Przez cały
czas profesor i Yuni siedzieli przy moim łóżku.
- Co się
stało? – zapytałam.
- Nie
pamiętasz?
- Pamiętam, że
skaleczyłam się w palec, a później…
Przypomniałam
sobie postać w długich białych włosach i miodowo-złotych oczach, jednak teraz
zauważyłam białe psie uszy na jego głowie.
- Później
zemdlałaś. – odpowiedział profesor. – Do twojej krwi dostała się tylko
niewielka ilość alergenu, który był w probówce. Miałaś dużo szczęścia.
Spojrzałam na
Yuni’ego. Przecież to dzięki niemu substancja w dużej ilości nie dostał się do
mojego układu krwionośnego.
- Muszę już
iść. Mam jeszcze zajecia do poprowadzenia. Cieszę się, że nic ci się nie stało.
Profesor
wyszedł. Zostaliśmy sami.
- Ty także idź
na lekcje.
- Nie. Pan
Naga prosił mnie, abym ci pomógł. Twój organizm jest osłabiony.
Spojrzałam na
niego, a moja twarz zaczerwieniła się.
- Dziękuję.
Yuni
uśmiechnął się.
- Odprowadzę
Cię do domu.
Chwycił mnie
za rękę i pomógł mi wstać. Wtedy po raz kolejny ujrzałam tę dziwną postać.
- Nic ci nie
jest?
- Nie, tylko
zakręciło mi się w głowie. Już mi lepiej.
Wyszliśmy ze skrzydła
szpitalnego. Zabraliśmy książki i skierowaliśmy się do wyjścia.
- A co z
zajęciami? Mamy jeszcze lekcje!
Yuni spojrzał
na mnie z uśmiechem.
- Nie martw
się! Pan Naga poszedł do dyrektora, a on zwolnił nas z zajęć. Dzisiaj
odpocznij. Twój organizm potrzebuje siły.
Wyszliśmy na
plac szkolny. Zabraliśmy mój nowy rower. Minęliśmy bramę i szliśmy prosto przed
siebie.
- Gdzie
mieszkasz? – zapytał Yuni.
- Mieszkam
kilka ulic dalej. W domu jednorodzinnym niedaleko lasu.
Kilka minut
później mijaliśmy las. Wydawał się jakiś inny. Drzewa nie rosły już tak gęsto,
a liście były ciemniejsze niż za zwyczaj. Pojawiła się też ścieżka prowadząca w
głąb lasu.
- Dziwne. Nie
pamiętam tej ścieżki.
Nagle
usłyszałam jakiś hałas dobiegający ze świątyni. Z pod drzwi wydobywało się
błękitne światło. Podeszliśmy bliżej, kiedy nagle otworzyły się , a światło
oślepiło nas. Drzwi zamknęły się wciągając nas do środka.
(PRAWA AUTORSKIE TEKSTU ZASTRZEŻONE)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz